To będzie pierwszy wpis na tym blogu, ale jakże ważny. Będzie to historia mojego wypalenia zawodowego, które zmieniło moje życie i w perspektywie czasu wpłynęło na powstanie Fajnopracuj. To będzie o tym, co sprawiło, że tematyka związana z czerpaniem satysfakcji z pracy jest tak dla mnie ważna, o moim osobistym doświadczeniu, które mnie do prowadziło do punktu w którym obecnie jestem.
„Chcę być pracownikiem roku”

Miałam wtedy niecałe 30 lat. Pracowałam w pewnej firmie jako specjalista od marketingu i PRu. Bardzo przykładałam się do swoich obowiązków. Wydawało mi się, że muszę nad wszystkim panować, że jeśli coś nie wychodzi to jest wyłącznie moja wina. Potwierdzało to moje środowisko pracy. Trudno było mówić o wsparciu. Klimat był taki, że nikt nie brał za nic odpowiedzialności, wszelkie niepowodzenia były czyjeś. A ja podatnie brałam wszystko na siebie….i starałam się coraz bardziej. Chciałam udowodnić, że jestem wartościowym pracownikiem. Pracowałam ponad siły, żeby zasłużyć na uznanie. Krytykowałam się za każdy błąd. Chciałam dobrze wywiązywać się ze swoich obowiązków, ale miałam wrażenie, że dalej nie spełniam oczekiwań…

Niedopasowanie

Z drugiej strony miałam wrażenie, że to co robię, ma mały sens. Co więcej, czułam, że mam jakiś potencjał, którego w tej pracy nie wykorzystuję. Że mogłabym więcej, inaczej, lepiej. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam co. Jedno jest pewne miałam coraz bardziej narastające poczucie niedopasowania, do którego nie chciałam się przed sobą przyznać.

Nikt tego nie doceni…

Po pewnym czasie zaczęłam coraz częściej zapadać na infekcje gardła. Nie brałam jednak zwolnień. Czułam odpowiedzialność za swoje obowiązki. „Przecież nikt mnie nie zastąpi. Trzeba się wywiązać z postawionych celów bez względu na swoje samopoczucie.” Pewnego razu, w dniu odbywających się targów, na których firma, w której pracowałam miała swoje stoisko, obudziłam się z temperaturą i jakąś potężną kolejną już infekcją. Różnica była taka, że nie byłam w stanie wstać z łóżka. Jednak wzięłam proszki i bardzo osłabiona pojechałam do hali targowej, by jeszcze przed rozpoczęciem dopiąć wszystko na ostatni guzik. Aby zespół przyszedł na gotowe, lśniące stoisko. Po czym wróciłam do domu, bo nie dałam rady dłużej. A po południu dostałam telefon od jednej z koleżanek, która delikatnie mówiąc była oburzona, że mnie nie ma. Był wściekła, że będzie musiała wraz z innymi uprzątnąć stoisko. To był mój moment otrzeźwienia. Po tej rozmowie poszłam do lekarza i wzięłam zwolnienie, by odchorować całą infekcję w domu…

Ciało wie lepiej

Wtedy też zorientowałam się, że z moim organizmem nie jest wszystko w porządku. Nie miałam sił, czułam się wyczerpana i to nie mijało, nawet po dłuższym odpoczynku. Potem dotarło do mnie, że nic mnie nie cieszy, a infekcje gardła pojawiały się dalej z regularnością zegarka szwajcarskiego. Chodziłam do lekarzy, którzy rozkładali ręce, aż trafiłam na takiego, który polecił mi pójście do terapeuty.  Byłam tak zdesperowana, że szybko znalazłam odpowiednia osobę.

Diagnoza: wypalenie z początkami depresji i skierowanie do psychiatry po środki farmakologiczne. Poszłam na psychoterapię, w trakcie której zaczęłam poznawać siebie, swoje wartości, zrozumiałam jakie błędy popełniałam i dlaczego, a nade wszystko zwróciłam się ku sobie. Zauważyłam jaki potencjał we mnie tkwi, znalazłam swoją laternię morską, która teraz mnie prowadzi w moim życiu zawodowym. Wreszcie znalezłam zawód marzeń.

Powolna transformacja

Nie odeszłam od razu z tamtej pracy. Nie byłam na to gotowa. Chciałam najpierw skończyć odpowiednie szkolenia. Zmieniłam natomiast  swoje podejście do niej i to pozwoliło mi dwa lata przepracować jeszcze w tamtej firmie. Ułożyłam sobie relacje ze współpracownikami, przestałam się przejmować i próbować udowadniać swoją wartość. Robiłam swoje najlepiej jak umiałam, ale z pewną zmianą. Ta praca przestała mnie definiować, a zaczęła być moim środkiem do celu. Już nie ponosiłam kosztów w postaci długotrwałego stresu. Dopiero kiedy byłam gotowa na rozpoczęcie zupełnie nowego życia, złożyłam wymówienie.

Odeszłam na własnych warunkach, jako zupełnie inna osoba, rozpoczynając pracę jako trener  coach – dla mnie w dwóch najlepszych zawodach świata.

Nie zawsze jesteśmy gotowi na zmianę pracy od razu

Na Twoje problemy w pracy, podpowiedzią innych jest zapewne: “zmień”, “a rzuć to wszystko w … !”, “po co się męczysz”. Ale łatwo daje się takie rady komuś. Życie pisze czasem swoje scenariusze. Nie zawsze jesteśmy gotowi na zmianę pracy.  Trzyma nas kredyt, sytuacja rodzinna, niepewność jutra. Czasem w danym momencie życia “znane jest lepsze od nowego”.

Nie zawsze trzeba odejść, nie zawsze trzeba zostać. Ważne, żeby nauczyć się zdrowo podchodzić do pracy. Praca powinna być źródłem satysfakcji i spełnieniem Twoich potrzeb, a nie męką. Pomogę Ci mieć większą frajdę z pracy!

 

Aneta Dreksler,

Z uśmiechem Ci… do pracy!